poniedziałek, 1 czerwca 2015

Za Kreatora! vol.2

Wychodząc z gabinetu, udali się w stronę głównego wejścia. Szli w milczeniu, tak jakby tempo dyktowało słowa. Przeznaczenie wiodło ich przez gigantyczne rumowisko oraz grad zabawek jakiejś wielkiej istoty. Sprawiać jej musiało wielką przyjemność, mieszanie w ludzkim życiu. Bo robiła to nad wyraz dobrze, co przekłada się na nasze życie. Śmierć oraz okruchy smutku, które dzień w dzień strzepujemy z naszego życia. Dają nam odwagę lub niszczą od środka, jak wyżerający kwas. Oboje próbowali wykrzesać z siebie słowa, które miały stać się ich pożegnaniem. Pomimo tak krótkiego czasu, pomoc bezbronnej osobie. Zbliżyła ich do siebie emocjonalnie. Wyglądali idealnie zgrani, równoważąc swoje ruchy w chodzie. Tak by wszystko wyglądało symetrycznie i estetycznie. Świat nie musi być dla nich dobry, ponieważ wiedzą, że mogą go takim stworzyć. Stanęli przed bramą wejściową gdy męski członek wędrówki zaczął dialog.
-Więc, tutaj kończy się nasza nieformalna współpraca- retorycznie spytał.
-Tak na to wychodzi, od teraz będę miała nad tobą władzę sprawczą.
-To zabawne, będzie przewodzić mną kobieta- mruknął.
-Tak zdecydowanie, mieć posłańca na swoje usługi- szturchnęła go.
-Przynajmniej ktoś inny będzie cię nosił, niech on przejmie ode mnie ten niechlubny obowiązek- zaśmiałem się.
-Zdecydowanie jesteś zbyt kościsty, jednak jakoś się przyzwyczaiłam do twojego chodu. Myślę, że to zostanie w twojej doli robotniczej.
-Niewolnikiem po wieki, to całkiem przyjemna przyszłość- za filozofował.
                Spoglądali na wysoką dzielnice, która wyglądała oszałamiająco w blasku zachodzącego słońca. Budynki pokryte czerwienią, pięknie mieniły się na tle fontann oraz innych pomników. Wszystko w tym magicznym świetle zrzuciło swoje osłony, tak jakby całe miasto odetchnęło ulgą. Bogowie oraz wielcy kupcy, szli w tłumie jak równy z równym. Fenomen tego miasta, dopiero otwierał się na widok. Tutaj wszystko wydawało się takie sielankowe, karczmy żyły swoim życiem. Co większe centra handlowe na styl rynków z rzymskich opisów. Przyciągały do siebie panie oraz dzieci, tak jakby magnes nie pozwalał im na wybranie żadnej innej rozrywki, którą oferuje miasto.
-Przejdźmy się rynkiem, może znajdę coś ciekawego dla siebie.
-Tak jest dowódco.
-Tylko nie próbuj salutować w tym momencie, jak mnie upuścisz zrobisz dwieście okrążeni wokół miasta, z całym osprzętem.
-Szatan, nie człowiek.
-Mów poprawnie, Wilk lub piękna wilczyca- podkreśliła
-Oczywiście przecież zło, zawsze ubiera tą najładniejszą maskę.
-Podejdź tam, chciałabym posmakować tego smażonego jabłka.
                Ruszyli w stronę straganu, gdzie sprzedawano jabłka, nie minęła chwila. Gdy w swoich drobniutkich rączkach, trzymała nabijane na patyk karmelizowane jabłko. Próbowała się droczyć z noszącym ją Gabrielem. Machając czasami mu przed oczyma nowym nabytkami. Ten nie pozostawał jej dłużny, próbował je złapać. W końcu każda próba, kończyła się na tym, że księżniczka północy. Przyduszała go z względu na brak równowagi. Białe włosy szalały na wietrze, który wziął się znikąd. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, tak jakby był to ich jedyny dzień szczęścia. Zmierzch ich wspólnego czasu, który mogą tak beztrosko spędzać. Znów wpadli w swój rytm, gdy zobaczyli na horyzoncie znaną im czuprynę. Zbliżali się do niej bezlitośnie, tak jakby tylko tego im brakowało do pełni. Ulgę ducha jaką poczuli, gdy w końcu mogli wymienić parę zdań. Zostawił w nich pustkę, tak jakby nagle ktoś wysuszył ich z ducha. Tak jakby płomień zniknął, wampir ich zaatakował. W milczeniu, bez uśmiechu, żadnych emocji tylko wzrok jakby ktoś skrzywdził ich doszczętnie od wewnątrz. Katia ruszyła znowu w stronę swojego miejsca wyjściowego. Słońce spadało na inny kontynent, jednak oni nadal stali w miejscu. Przecież nie wiedzieli nic, a nagle dowiedzieli się wszystkiego. To jest jak poznanie faktu istnienia bogów dla zwykłego kowalskiego. Werbalny gwałt dla ich uszu, zniszczyło w nich wszystko, co zostało z błogostanu.
-Czy ty słyszałeś, co ona powiedziała?
-Czy ona, aby nie była robotem- zapytał
-To podła suka, wielka mi bogini, ma czelność niszczyć te chwilę.
-Przecież to był tylko robot
-Przecie wiem to cholera jasna – ugryzła go. Obudź się, gdybyś nie był pochłonięty swoimi ideologiami. Zobaczyłbyś świat, jakim jest. Nie, jakim ci się wydaje.
-Problem jest jeden- wzruszył ramionami. Tylko, po co? Wystarczająco szarżowałem przez życie. Darwin nie zostawił mi dodatkowego życia w teorii ewolucji.
-Posadź mnie tam- rzekła. Wiesz, co nas pakują? Czy wiesz o tym, że to będzie niczym samobójstwo?
-Czy to nie było mi pisane od momentu, w którym cię spotkałem?- Szepnął.
-Nie poddawaj się tak łatwo, nie warto znowu zginać karku.
-To twoje zasady, ja mam tylko jedno przeznaczenie. Jestem potworem większym niż wy bogowie. Cokolwiek wezmę w swoje ręce, to niszczę- kropla uleciała na jego spalony słońcem policzek.
-Victoria to taka kurwa, której nie opanujesz będąc bezpiecznym. Wystarczy że wypłyniesz na te rzekę z wiarą w ryzyko.
-Oczywiście ty jesteś przecież strategiem, to ja będę się paplał w flakach kompanów. Boże ja nawet nigdy nie służyłem jako pachołek. Skończyłem szkołę oficerską nie szeregową.
-Czarne słońce nad nami wisi, lepiej wracajmy do domu.
                Podszedł do niej delikatnym krokiem. Tak jakby pod każdym krokiem niszczył się jego optymizm oraz pewność siebie. Gdy klękał, nie miał uniesionej głowy, spuszczone oczy pełne zła. Gdy skandynawska wilczyca usadowiła się na jego grzbiecie. Wstał oraz delikatnie ruszył przed siebie. W stronę domu, mijali wszystkich. Tak jakby nie mieli już tego samego czaru jak na początku. Wszystko zostawiało za sobą tylko ból. Nie chciał jej tego pokazać, jak okropnie teraz się czuję. Przecież wszystko się sypię w drobny mak, wszystko, co ma ciągle ucieka. Pełen sprzecznych uczuć, które grały w jego głowie. Nie dawały mu spokoju, jego mimika wygrywała prawdziwy koncert. Nigdy nie istniał bardziej emocjonalnie męski zabójca, jednak to wcale nie jest pozytyw w tej brudnej sztuce. Teraz z królewskiej pozycji. Trafia na same dno łańcucha społecznego, nie żeby to było coś nowego. Jednak, gdy masz węza w kieszeni, budujesz większy procent niepowodzenia. To tak jakbyś wracał do kochanej żony, a tu heca. Bo to tak naprawdę najbardziej znana  panna na dzielnicy. Czasem po prostu nie warto wiedzieć pewnych rzeczy. Tak dla zasady i spokojnego życia. W końcu, co cię obchodzi to skoro jesteś szczęśliwy. W końcu każdy dąży do tego by być szczęśliwym, więc, po co się martwić. Skoro możesz kreować. Bawić się i żyć beztrosko. Dając sobie jakiś określony czas na spełnienie wszystkiego, co chcesz. Przecież to nie jest tak skomplikowane jak nam się wydaje. W świecie pełnym przemocy, sięgnięcie po szczęście wydaje się nierealne. Jednak tutaj tkwi siła osób z wielką wolą walki. Czasem sobie nie zdajemy sprawy, tak naprawdę, jaką siłę posiadamy. Wszystko zależy od pozycji, na jaką patrzymy, by później zbierać z tego żniwa. Ludzkie istnienia odchodzą zbyt szybko by żyć chwilą. Trzeba kreować się teraz, tak jak ja zrobiłem to. Tyle że w moim wypadku, największy wpływ ma przeszłość na moje myślenie. Potrzeba tak wiele upadków, by sięgnąć po zwycięstwo. Szaleństwo zawsze będzie najlepszym wyborem. Teraz przynajmniej wiem o tym, że to właśnie ktoś taki zgarnia wszystko. Przez całe swoje pieprzone życie, byłem prowadzony za rączkę. Boli tak bardzo niszczy od środka. Na moich plecach niosę nowe przeznaczenie, pora w końcu nabrać pewności siebie. Wyprostowanym przeć przez nici losu, jakie zostały nam splecione.
-Hej, jeśli umrzemy, co byś chciała powiedzieć w ostatnim momencie?
-Czemu ty jesteś taki nieokiełznany, nigdy nic nie wiem przy tobie. Jesteś jak huragan, zawsze czymś nas zaskakujesz- odrzekła zirytowana. Wydaje mi się, że nie chciałabym nic rzec, z względu na to że moje czyny przekazały by to za mnie.
-To bardzo rozsądne podejście do tej sprawy, więc tak zrobimy.
-Uważasz, że ta misja jest samobójstwem?
-Dla mnie, wysyłają mnie w pierwszej linii. Mamy uderzyć od razu na front, gdzie nie mam doświadczenia.
-Masz umiejętności.
-Nie sposób tańczyć wokół ognia, gdy wszyscy cię w niego wpychają.
-Po prostu daj się prowadzić i nie spanikuj na widok szarżującej kawalerii- zachichotała.
-Z przyjemnością przyjmę twoje rady wilczurku
                Dochodzili właśnie do ich ostatniego miejsca, w którym mogli poczuć smak wolności. Gdy znaleźli się w środku, nikt na nich nie czekał. Wszystko było takie nieruchome i martwe. Zabrakło tutaj śmiechu tej, która zdradziła. Wyblakłe wspomnienia przechodziły przez ich twarze, ukazując kaskadę emocji. Gabriel nie opuścił tym razem głowy i ruszył przed siebie by następnie usadowić Ai na schodach. Pomógł jej zdjąć kurtkę, robił to nadzwyczaj delikatnie, tak jakby każdy moment był dla niego szkłem. Które może się w każdym momencie stłuc i uciec bezpowrotnie. Uśmiechnął się, co w jego mniemaniu miało nadać jego twarzy humoru, jednak wyglądało to jak śmiech diabła. Rozbawiło to niesamowicie białowłosą. Chwyciła go za szyje i pozwoliła zanieść się do salonu. Następnie pokierował się w stronę barku, by wyciągnąć butelkę włoskiego wina. Aromat otwieranego alkoholu rozniósł się po pokoju. Odgłosy delektowania się napojem. Zagłuszały ciszę, która okryła ich bardzo szczelnie. Chcieli się odezwać, jednak pozostawiali to oczom. Tak jakby w nich szukali jakiegoś odskoczni od zwyczajnej rozmowy. Próbowali namierzyć swoje falę, szukali tego połączenia. To czekało na nich, wiedzieli o tym. Chcieli bardzo przedłużyć tą grę, czuć, oddychać tym, dotykać to. Byli tak bardzo spragnieni tego uczucia. Wylewało się to z nich, nie liczyli się z tym, co będzie. Zabójca zbliżył się do księżniczki na niebezpieczną odległość. Ta nie oponowała przeciwko jego zachowaniu, alkohol przełamał ich lody wstydliwości. Przez jej twarz przeleciało całe szczęście, które odczuwała teraz. Z sekundy na sekundę wciąż nabierała uroku. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce które bardzo kontrastowały z jego chłodnym nastawieniem. Ogień i woda ścierały się w jednym momencie. Przysunął swoje czoło do jej. Zagłębił się w jej oczach tak jakby chciał tonąć w głębi tych szmaragdów bezpowrotnie. Za to ona zobaczyła w jego ogień, który chciał ją pochłonąć. To było dla niej za dużo, zamknęła oczy, oraz rozchyliła usta czekając. Nie kazał jej robić tego za długo.
Pocałował ją, najpierw przygryzając jej dolną wargę, by następnie zatopić się w walce o dominacje. Nie chciała oddać, choć milimetra w tej pokrętnej dla nich czynności. Oplotła jego szyję rękoma, tak jakby nie chciałaby by oddalił się od niej. Trwali tak ciągle, przerywając tylko po to, żeby nabrać życiodajnego powietrza. Nikt z nich nie chciał posunąć się dalej, bo wiedzieli że jest to zakazane w  tym momencie. Po prostu byli szczęśliwi.
-Jednak nasza księżniczka, nie jest wcale taka zimna.

-Och zamknij się i pocałuj mnie ponownie.

1 komentarz:

  1. Trochę to pokręcone i pokomplikowane i trochę się pogubiłam. Ale jest dobrze, a opisy są zajebiste ;)
    Only [Nemezis]

    OdpowiedzUsuń